wtorek, 16 grudnia 2008

Grudzień – czyli to samo każdego roku – wpis szósty.

Heh, tak sobie czasem myślę, czy nie jestem trochę pojebany. W pozytywnym tego słowa znaczeniu. Pierwszy pojebało mi się w 6 klasie podstawówki, wtedy to postanowiłem zostać informatykiem. A potem moje pojebstwo było coraz głębsze. Gdy wszyscy normalni ludzie zaczęli spotykać się z dziewczynami, ja siedziałem przy kompie, gdy wszyscy pili ja siedziałem przed kompem, gdy wszyscy się uczyli, ja siedziałem przed kompem. Z czasem komputer przestał być rodzaju męskiego, stał (a może stała) się rodzaju żeńskiego. O nikogo jeszcze tak nie dbałem jak o moje komputery. Właśnie komputery. Jeżeli komputer=dziewczyna, to ja często rzucałem dziewczyny (i na tym zarabiałem!), wysyłałem je na operacje plastyczne itp. Moje pojebstwo trwa dalej... obecny komputer (aka Konata – jak komputer dostaje imię, to chyba coś znaczy) niedługo dostanie super kartę dźwiękową, a w maju/czerwcu kartę nową kartę graficzną (obecna już nie wyrabia za bardzo). A co dalej pewnie wymiana płyty głównej, procka oraz pamięci ram (na DDR3) i dysku twardego lub nowego napędu DVD (obecny ma już 2 lata – czas mieć coś z gwarancją!). I tak kółko się zamyka. I tak właśnie się zastawiam, gdzie tu miejsce na dziewczynę (z krwi i kości)? No właśnie nie ma – niestety. Wybrałem drogę samotnika i coraz bardziej tego żałuję. Tylko ja wiem, ile bym dał, by mieć dziewczynę.
Mam nadzieję czytelniku/czytelniczko (jeżeli ktoś to w ogóle czyta!), że będziesz mnie wspierał(a).

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Wiesz nigdy nic nie jest stracone zawsze się ma szanse by ją mieć (dziewczyne).